wtorek, 30 grudnia 2014

Dawidkowe literki

     Ciekawe dlaczego tak pusto na mieście? Siódma rano i nie ma korka?? Ach, tak- faktycznie- przecież to Sylwester ;-). Normalni ludzie o tej porze śpią, a wybrańcy jadą do pracy. Z tej okazji chciałam wszystkim złożyć najserdeczniejsze życzenia! Pomyślności i szczęścia i radości? Tego Wam nie życzę, bo pewnie usłyszycie to i przeczytacie miliony razy. Ja mam taka skromną i szczerą litanię do rodziców i nierodziców, do tych, którzy rodzicami się dopiero staną i do tych, którzy nigdy nie zamierzają nimi być. (Tacy tez są, a nie wolno nikogo dyskryminować).
   Życzę Wam Kochani:

Braku korków w drodze do pracy.
Dzieci wstających rano z uśmiechem na buziach.
Lodówki zawsze pełnej zapasów.
Wytrwania w postanowieniach (nie tylko noworocznych).
Braku buntów, histerii, tupania nogami i ryków, przynajmniej w miejscach publicznych.
Kreatywnie spędzonego czasu (najlepiej z dziećmi).
Dobrej organizacji czasu lub chociaż umiejętności wydłużania doby o kilka godzin.


Tego z całego serca życzę Wam, a także sobie, bo każda prawie mama wie doskonale, że przy dziecku, dużo się zmienia. Zmieniają się priorytety, czas płynie szybciej, a zabawki same ciągle zmieniają swoje miejsce.

  ****

Kolejny napis 3D powstał na specjalne zamówienie. Drewniane litery ozdobiłam metodą decoupage'ową i wykończyłam filcem. Są dość duże- każda z nich na 20 cm, więc trudno ich nie zauważyć. Zamocowane na na naturalnym sznurku łatwo umieścić gdzieś w dziecięcym pokoiku. Prawda, że miło popatrzeć na taką żabkę? A może kiedyś zamieni się w Księcia....?






piątek, 19 grudnia 2014

Święta już za rogiem

      Często słyszę: "nie czuję Świąt", albo "to nie to samo, co kiedyś". Tak naprawdę, najczęściej słyszę to sama od siebie. Z każdej strony jesteśmy bombardowani symbolami, piosenkami i wszystkim, co się może ze świętami kojarzyć, ale jakieś to wszystko takie, hmmm- byle jakie. Za dużo w tym szumu i wrzasku.Dochodzimy do momentu, kiedy Święta Bożego Narodzenia stają się jednym wielkim targowiskiem. Kolorowo i wesoło, ale jak dla mnie to coś tu nie gra. To chyba banalnie banalne, ale tak sobie właśnie myślę, że żeby mieć nastrój i poczuć magię, to trzeba go sobie stworzyć. Zaśpiewać kolędę, zrobić stroik, pójść do kościoła i trochę się skupić. Nie może tak być, że na myśl o Wigilii biegniemy w popłochu na jednej nodze do marketu, bo właśnie rzucili karpia po 5zł za 10 kilo. I nie, nie wszyscy muszą dostać drogie prezenty. Można podarować komuś np, paczkę własnoręcznie klejonych pralinek, bo to przecież miłe. To, czy nastrój świąteczny pójdzie w dobrą stronę zależy tylko od nas. I żeby nie być gołosłowną idę sprawdzić czy lampki działają, albo czy........w ogóle jakieś mam ;-)

      Ostatnio dostawałam tryliony pytań o muchy w grochy. Bardzo długo szukałam jakiegoś ładnego materiału. Nie było to łatwe, ale w końcu znalazłam i oto ona: długo wyczekiwana "grochówka". Jak się podoba?




sobota, 6 grudnia 2014

"Prawie" jak COCO

   Pierwszy taki u mnie projekt. 3D projekt. No dobra, może projekt to za dużo powiedziane, ale 3D jest na pewno. Bez szablonu usiadła mama i wycięła kilka części, a potem je zszyła...taki kuferek ze słoniątkiem, który może zadowolić każdą nowoczesną dwuletnią modnisię. Pojemny- i to bardzo. Przecież żadna szanująca się młoda dama nie może zapomnieć o tym, żeby wziąć ze sobą, np: korali, misia, pasty do zębów, korka od butelki, wymemłanego cukierka czy 5 paczek chusteczek. Taaaa, być może nie każdy wie i nie każdy widział takie cuda, ale ja widziałam. Mówi się, że damska torebka jest jak otchłań, że jest jak czarna dziura, w której jest wszystko, a (o ironio) nie można znaleźć nic. Chciałam Was wszystkich, którzy głoszą takie hasła wyprowadzić z błędu. Wszyscy ONI nie widzieli z pewnością torebki kilkuletniej "Szafiarki". Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że to właśnie w tym okresie rodzą się u kobiet nawyki noszenia ze sobą WSZYSTKIEGO. Ale psychologiem nie jestem i być może się mylę. Za to mogę pomóc w komponowaniu codziennego torebkowego niezbędnika tworząc pierwszy "dizajnerski" kuferek.







wtorek, 18 listopada 2014

Miska niekapek

          Od samego początku radość mojego dziecka z wylewania i wyrzucania jedzenia i picia była ogromna. Nie ważne, czy to była kasza, mleko, herbatka, czy jakies ulubione słodkości. I niewazne też, czy przez przypadek, czy umyślnie. Chociaż to ostatnie zdecydowanie częściej. I do dziś tak ma. Tłumaczę to sobie, że to przecież ciekawość świata i chęć odkrywania, a nie zwykłe syfienie. Taaa, pewnie zostanie nowym Newtonem. Podążając za tą myślą czasem (CZASEM!) zaciskam zęby i pozwalam rozsypać to czy tamto. Potem nauka sprzątania i sumienie mam czyste. Sterylne mamy lepiej niech nie czytaja takich rzeczy, bo za zawały i uszczerbki na zdrowiu nie odpowiadam.
          Kto by pomyśłał, że ktoś wymyśli kiedys takie cudo, jak miska niekapek. Pierwszy raz zobaczyłam ją w programie "Pani Gadżet" i od razu pomyślałam, że jest fantastyczna- idealna dla małych Newtonów. Konstrukcja genialna, ale bardzo prosta i aż dziwne, że wcześniej nikt na to nie wpadł. Składa się z dwóch miseczek i obręczy. Wszystkie te elementy połączone są ze sobą w jednym miejscu i są ruchome, tak więc działają, jak żyroskop. Założenie jest takie, żeby nic się nie wysypało. I wiecie co? Ona działa!!


         Ma też pokrywkę, która się zatrzaskuje i budowę pozwalającą złapać z każdej strony.

        Ja swoją kupiłam na Allegro. Kosztowała razem z przesyłką jakieś 7zł. Nie wiem czy istnieje "orginalna" wersja, czy ta moja to podróbka,  jestem z niej bardzo zadowolona. Myslę, że Newton też ;-)






















niedziela, 16 listopada 2014

Chustecznik i sowy

    Spokojne, leniwe (ale nie do końca) niedzielne popołudnie. Jak to dobrze, że nasz wesoły dwulatek potrzebuje jeszcze w dzień dość długiej drzemki. Obiad sam się robi (no bo zupa...), a przede mną kubek kawy. Ale żeby tak słodko nie było, to sąsiad daje czadu z wiertarką. Jakichś mamy dziwnych tych sąsiadów. Tydzień w tydzień, jak przystało na porządnych Polaków w niedzielę to albo wiertara albo odkurzacz na klatce schodowej... Tak, hmm może ja się nie znam, ale czy Komuś jeszcze wydaje się, że odkurzanie klatki schodowej to lekka przesada? A może nie jestem zbyt nowoczesna...? Nie, no nie mogę już nic mądrzejszego wymyślić, bo czuję się jak u dentysty...Chyba tam do nich pójdę;-)

     Chustecznik dobra rzecz. Zwłaszcza w sezonie, kiedy w TV 80% reklam pokazuje specyfiki na grypę i przeziębienie. Plusuje dodatkowo, jeśli ktoś nie za bardzo lubi widok kartonowych pudełek na chusteczki. Może być elementem wyposażenia, takim samym, jak wazon czy słonik z podniesioną trąbą. Dzisiejszy robiłam na specjalne zamówienie.




czwartek, 18 września 2014

Samolotem na urodziny

      Nastała w końcu moja ulubiona pora roku. Każda ma w sobie coś, co lubię, ale jesień zdecydowanie jest moją faworytką. W tym roku, póki co temperatura rozpieszcza zwolenników ciepełka, ale jakoś to chyba zniosę...;-)
     Jakoś tak zawsze wrzesień dobrze mi się kojarzył. W tym okresie działo się zawsze coś ważnego w moim życiorysie i to może jest właśnie powodem moich upodobań. Czasem sama zastanawiam się, czy ze mną jest coś nie tak, że lubię szary, bury październik. Biorąc pod uwagę, że nie znam nikogo, kto to lubi, wnioskuję, że jednak coś jest na rzeczy.

    A na zdjęciach pierwsze "masowe" zamówienie scrapkowe. Na roczek Kawalera Jasia zapraszają wesołe samoloty:




wtorek, 2 września 2014

Wyrośnięta baba

   Dziś krótko, zwięźle i na temat. Po raz pierwszy od dłuższego czasu siedzę w domu z powodu choroby, niestety. Niestety nie mojej. Mały odpoczywa na popołudniowej drzemce, a ja przy kawie zbieram siły na walkę z wirusami. W sumie to było do przewidzenia, że pierwsze jesienne dni przyniosą nowe paskudztwa. Tak to już jest, jak brzdąc chodzi do żłoba/przedszkola. Jak to mówią: "musi się wychorować". A skoro już musi, to trzeba sobie z tym dać radę.

   Ale ta babeczka wyrosła! Jak w piecu. Taka 3D. Pierwsza taka wersja i bardzo mi się podoba, choś przyznam, że ręczne szycie impregnowanego filcu powoduje, że naprawdę bolą mnie palce. (Nie, nie lubię naparstków). mam nadzieję, że Wam też się podoba. A kolory??





piątek, 22 sierpnia 2014

Mucha do trampek

      Ktoś zapytał dlaczego mnie nie ma. bardzo chciałabym napisać, żę pochłonęły mnie wakacje, wycieczki i wygrzewanie się na słoneczku. Bardzo, bardzo bym chciała, ale kłamać nie mogę. Właściwie to mogę, ale po co. Nie powiem, że nie skorzystalam z wakacji, bo nawet kilka razy byliśmy na plaży się wygrzać, ale tak naprawdę, jesli wlaśnie w wakacje zaczyna się nowa pracę, to ciężko w pełni cieszyć się z letnich dni. Tak mi w tym roku zlecialy te trzy najcieplejsze miesiące, że cały czas nie mogę się pozbierać z myślą, żę juz prawie wrzesień. Trzeba sie z tym pogodzić i życ dalej ;-)
      Miałam ostatnio nietypowe zamówienie. pewna pani wysłała mi zdjęcie trampek i poprosiła, aby do nich wyczarować....muchę. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, bo to właśnie jest dla mnie kwintesencja moich muszek. Zabawne, kolorowe, noszone na co dzień właśnie do trampek, to coś, co lubię najbardziej. Taka zadziora. I jak wyszło?


sobota, 12 lipca 2014

DIY: Trampki na nowo

     Ostatnio robiłam porządek w piwnicy. O żesz Ty- czego tam nie ma....;-) Na pewno zamieszkał tam chomik, o którym już wiele razy wspominałam. Być może czasem nadmiar przedmiotów może przytłaczać, zwłaszcza, że ktoś inny być może już dawno wyrzuciłby je na śmietnik. Ale czasem właśnie ten mój wewnętrzny chomik może być przyczyną do nowego życia dla wielu gratów. A o co chodzi? O moje stare szare trampki. Zwyklaki za 15zł, kupione na juwenalia. Zaraz po nich miały być wyrzucone. Kto był w Olsztynie na Kortowiadze wie, jak potem wyglądają buty... Na szczęście ładnie się doprały i wylądowały w piwnicy. Po odkopaniu ich pomyślałam, że w sumie nic nie tracę, a może wyjdzie z nich coś fajnego.
     Cała metamorfoza zajęła mi bardzo mało czasu i bardzo mało wysiłku. Efekt, jak dla mnie miły dla oczu:

Tak trampacze wyglądały w swej pierwotnej postaci:


Wszystkich wrażliwych z góry przepraszam, jeśli nie są one w stanie idealnym. Tak, jak pisałam były użytkowane w naprawdę ekstremalnych warunkach;-)
Najpierw wycięłam górną część, razem z całą lamówką i jedną dziurką. Język też- najlepiej dopasować do reszty.



W tym momencie można puścić wodze swojej fantazji. Ja wybrałam ćwieki, ale może być tak naprawdę wszystko. To zależy jaki efekt chcecie uzyskać.



A tak wyglądają już gotowe. nie chodzi o to, że efekt jest spektakularny. Po prostu po raz kolejny chcę pokazaż, jak w prosty sposób można coś przerobić.

I jak??



czwartek, 3 lipca 2014

Mucha dla leniwych

      Kiedy Szkrabon wkracza w świat kredek i kolorowanek zaczyna się okres "wielkich oczu". Tak, tak- takie oczy mam, jak widzę gdzie znowu pojawia się śliczny bohomaz. To nie jest wina Małego, że zamiast kartki wybiera do gryzdania ściany. Przecież komu by się chciało rysować po kartce, która jest taka.....nudna. Tak to sobie tłumaczę. Pan Synek jest na tyle łaskawy, że do pisania po ścianach prawie zawsze wybiera ołówek. Tak, jakby wiedział, że ołówek można zmazać.Szkoda tylko, że w tym konkretnym przypadku to nie działa.
      

***
     Taka mucha dla leniwych też wygląda fajnie. Łatwa w "montażu" i daje fajny efekt końcowy. Mam na myśli więcej luzu i wygodę. Idealna dla maluszków, które nie tolerują koszul. Dodatkowo za każdym razem ta sama koszulka może wyglądać troszkę inaczej;-))









piątek, 6 czerwca 2014

Wieszaki sówki

     Moja "fascynacja" sowim motywem powoli się kończy, ale wciąż mam do nich jakiś taki sentyment. Małymi krokami wkraczamy w świat samochodów i ciężarówek, ale największym hitem są motory. Motor nie jest zbyt wdzięcznym motywem do wykonywania (za dużo szczegółów), nie ma w nim też za grosz słodyczy, którą posiadają sówki. Niestety w kwestii dziecięcych fascynacji chyba nie mamy nic do gadania.

     Dzisiejsze wieszaczki kojarzą mi się ze słodkimi aranżacjami niemowlęcych pokoików w czasopismach. Stonowane, pastelowe, w jednej gamie kolorystycznej. Prawie takie same, ale każdy inny. Aż szkoda chować do szafy.