wtorek, 26 lipca 2016

Warto zbierać pamiątki

        Ilość zdjęć, które robimy jest odwrotnie proporcjonalna do wieku dziecka. I słusznie, bo najmniejsze szkraby zmieniają się w takim tempie, że trudno za nimi nadążyć. Warto zacząć już w szpitalu, kiedy z godziny na godzinę widać, jak pomarszczony mały człowiek zaczyna z każdą minutą przypominać najpierw jakichś odległych krewnych, potem nas, a na samym końcu siebie.
         Sama, jak teraz patrzę, na najwcześniejsze zdjęcie Młodego, to nadziwić się nie mogę, jak się zmienił. I jak to możliwe, że był tylko trochę większy niż paczka chusteczek nawilżanych?
         Rozczulają mnie kompilacje zdjęć robionych w równych odstępach czasu, pokazujące, jak szybko i jak pięknie rośnie i zmienia się taki Bąbelek. Najlepszy efekt daje, kiedy pozuje w towarzystwie jakiejś przytulanki. Przytulanka w "magiczny sposób" staje się mniejsza z każdym zdjęciem.
Sama niestety nie pomyślałam o tym na czas i nie udało mi się zrobić takiej pamiątki.
Ale za to teraz pomagam innym w zbieraniu ich wspomnień. Jak ja dobrze to rozumiem, że jeden album to za mało. A gdyby tak potraktować kolekcjonowanie zdjęć jak sagę? Poszczególne albumy to konkretny czas i konkretne wspomnienia.
Oj, piszą się nowe historie, piszą....









czwartek, 21 lipca 2016

Akcja reanimacja: etui na telefon.

     Wiem, że ktoś je wymyślił, wykonał, ba- nawet za nie zapłacił. Ale kto by chciał je nosić? Pewnie ten, kto za nie zapłacił....
Znam kilka osób, które rozczulają się nad kolorem nakładki do klucza, bo to, co nas otacza jest niezwykle ważne do dobrego samopoczucia. Esteci- normalnie.

       Wyglądało całkiem w porządku, ale nie do końca. Kolor idealny, bo przecież szary filc to coś, co lubię najbardziej. W dodatku dobrej jakości. Zapięcie na zatrzask i tasiemka do wysuwania telefonu to zdecydowanie jego atuty. A skoro ktoś się tak natrudził, żeby to cudo wyprodukować, to przecież może komuś posłużyć.
       
       Było tylko jedno "ale". A właściwie to dwa. Przede wszystkim za duży, więc niezbędne było zmniejszenie.
      Po drugie napis.... Rozumiem, że reklama i w ogóle, ale nie nosiłabym etui z nazwą leku, którego przeznaczenia nawet nie znam. A jeśli to lek na na jakąś rzadką odmianę choroby filipińskiej?!!       By było dopiero..... Dlatego też napis zamazałam.


Metamorfozę pokazałam dosłownie na 3 zdjęciach.





piątek, 15 lipca 2016

Przegląd albumów IV

         Deszcz zalewa cały świat. Nic mi się nie chce, a jednocześnie głowa pęka mi od pomysłów, na które absolutnie nie mam czasu. A może by tak przestać spać? Nieeee, odebrałabym sobie jedną z ulubionych rzeczy w życiu. Albo inaczej- jest to zdecydowanie moja ulubiona rzecz w życiu (!!!)
         Jestem zawodowym wręcz śpiochem i gdybym tylko mogla, spałabym co najmniej do 11ej. Za to w nocy budzi się moja energia życiowa. Tzn, tak od 20:00 funkcjonuje najlepiej. Ciężko się przystosować do reszty społeczeństwa, co sprawia, że wcześnie rano ciężko się ze mną dogadać. Droga do pracy stanowi jeszcze część mojego snu, bo zazwyczaj wtedy właśnie śpię. Mam ten komfort, że nie muszę prowadzić samochodu, ani obawiać się, że obrabują mnie w autobusie. Mam osobistego szofera i dzięki temu moje poranki są choć trochę mniej stresujące. Do tego kawa i można zaczynać dzień. Ale łatwo nie jest....

                                                                                ***

    liczę na to, że moje wariacje na temat albumów jeszcze nikogo nie znudziły. Staram się, żeby tak było i z ogromna starannością dbam, żeby każdy z nich miał w sobie coś wyjątkowego. Choćby kolor. A to IV już część tej kolorowej sagi.


      fot: photographie-mac.pl



      fot: photographie-mac.pl

      fot: photographie-mac.pl

      fot: photographie-mac.pl

     fot: photographie-mac.pl


poniedziałek, 11 lipca 2016

DIY, czyli zrób sobie nastrojową girlandę świetlną.

       Najprostsza, najbardziej ekspresowa i najbardziej efektowna dekoracja, jaką kiedykolwiek widział świat. Pomysł podpatrzyłam w Tv i w Internecie jednocześnie, ponieważ ostatnio panuje szał na alternatywy dla świetlnych kuleczek "Cotton balls".
       Moja pierwsza myśl: "jak to możliwe, że sama na to nie wpadłam....?!"
Najważniejsze w całym  zestawie są piłeczki ping-pongowe. Nie pisałam, że to właśnie o nie chodzi? Ręcznie robione "cotton balls" są urocze, ale niestety nie mam czasu, żeby paćkać się w kleju, nie mając pewności, że wszystko wyjdzie. Ta wersja zajmie najwyżej 10 minut, w zależności od tego, ile mamy lampek.

       Trzeba przygotować:

- lampki (koniecznie ledowe),
- nożyk lub ostre nożyczki,
- piłeczki do tenisa stołowego. W moim przypadku białe, szt 12.


 
   
       Jeśli piłeczki mają jakiś nadruk, można go zmyć rozpuszczalnikiem, w ostateczności może być zmywacz do paznokci. Mój nadruk nie zmył się do końca, ale właśnie w tym miejscu zrobiłam otwór.
Otwór to miejsce, gdzie później wepchniemy lampkę. Żeby był jak najmniej widoczny nacinamy znak "+".







      Na koniec zostaje już tylko zapakować wszystkie żarówki do piłek i gotowe.








        Moje lampki dają białe światło. W połączeniu z białymi piłeczkami tworzą efekt, który będzie pasować do każdej aranżacji. Pięknie będą też wyglądać kolorowe światełka- np. w pokoju dziecka lub na tarasie.

Całość, razem z bateriami  kosztowała mnie nie więcej, niż 20zł.












     


piątek, 8 lipca 2016

2 W 1

       Dziś zestaw podwójny: witamy maluszka na świecie i jednocześnie składamy życzenia z okazji Chrztu Św. Ja też Franiowi życzę dużo zdrówka i uśmiechu, a całą resztą na razie zajmie się jego mama.








poniedziałek, 4 lipca 2016

Chill

      Ostatni weekend zaliczam do naprawdę udanych. Mała chatka z niebieskimi okiennicami, cisza, spokój, zapach lawendy i śpiew żurawi. Prawdziwym dopełnieniem sielskiej aury był niemal całkowity brak kontaktu z resztą świata. Brak telewizji, radia, internetu, a chwilami nawet zasięgu na początku wywołał lekki niepokój, ale bardzo szybko zdałam sobie sprawę z tego, że dzięki temu odpocznę jak nigdy. Tak, są jeszcze takie miejsca- i bardzo dobrze. Pewnie zabawnie wyglądałam, kiedy stojąc na leżaku i machając kończynami próbowałam przyciągnąć do siebie jakieś fale. Udalo się dokładnie 2 razy. I tyle wystarczy.
      Mieliście kiedyś tak, że od ilości świeżego powietrza kręciło się Wam w głowie? Jeśli tak, to oznacza, że mieszkacie w mieście i taką kurację tlenową powinniście stosować znacznie częściej, niż raz w roku. POLECAM!


***

   Mój ostatni Wedding Box: biało-czarny.









     Pomyślałam też, że watro przypomnieć, jak taki Wedding Box może wyglądać, kiedy już go "zapakujemy" upominkami.