niedziela, 16 listopada 2014

Chustecznik i sowy

    Spokojne, leniwe (ale nie do końca) niedzielne popołudnie. Jak to dobrze, że nasz wesoły dwulatek potrzebuje jeszcze w dzień dość długiej drzemki. Obiad sam się robi (no bo zupa...), a przede mną kubek kawy. Ale żeby tak słodko nie było, to sąsiad daje czadu z wiertarką. Jakichś mamy dziwnych tych sąsiadów. Tydzień w tydzień, jak przystało na porządnych Polaków w niedzielę to albo wiertara albo odkurzacz na klatce schodowej... Tak, hmm może ja się nie znam, ale czy Komuś jeszcze wydaje się, że odkurzanie klatki schodowej to lekka przesada? A może nie jestem zbyt nowoczesna...? Nie, no nie mogę już nic mądrzejszego wymyślić, bo czuję się jak u dentysty...Chyba tam do nich pójdę;-)

     Chustecznik dobra rzecz. Zwłaszcza w sezonie, kiedy w TV 80% reklam pokazuje specyfiki na grypę i przeziębienie. Plusuje dodatkowo, jeśli ktoś nie za bardzo lubi widok kartonowych pudełek na chusteczki. Może być elementem wyposażenia, takim samym, jak wazon czy słonik z podniesioną trąbą. Dzisiejszy robiłam na specjalne zamówienie.




1 komentarz: