Po co komu styczeń?! Część osób myślami jest jeszcze w okresie świątecznym, część już odczynia zaklęcia, aby przywołać wiosnę. Początek roku to dla mnie najgorszy okres. Z komody patrzy na mnie nasza choinka, bo pewnie zastanawia się, kiedy zostanie eksmitowana. Po części tkwię jeszcze w gwiazdkowej atmosferze, ale coraz częściej myślę o wiośnie. Nie znoszę pierwszych trzech miesięcy roku za pogodę, za marazm i rozleniwienie, ale chyba przede wszystkim za to, że właśnie wtedy nic mi się nie chce. Może to dobry czas na odpoczynek i kumulowanie energii na przyszłość. Jak dla mnie to dzieje się zbyt wolno. Gdyby tak po świętach i przykładowo tygodniowym odpoczynku w styczniu od razu przychodziła wiosna, to by było coś ekstra! Od razu można by przejść do rzeczy. Wiosenne porządki, spacery i ta energia, którą daje słońce.
A może nie warto marudzić i zapeszać? Może w tym roku aura mnie zaskoczy?
***
To chyba już ostatnie z typowo świątecznych wytworów. Nie są typowo gwiazdkowe, ale robiłam je tuż przed Bożym Narodzeniem, więc tak miło mi się kojarzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz