Ostatnio namiętnie przeglądam blogi, prowadzone przez młode mamy. Zwłaszcza te pokazujące ich życie. Ubranka, zabawki, różnego rodzaju nowinki i gadżety, ale w szczególności pochłaniają mnie przestrzenie. Pokoje dziecięce to coś, co lubię najbardziej. Z dziką zazdrością patrzę na piękne zdjęcia pokoików zarówno tych niemowlęcych, jak i tych dla starszaków. Najbardziej podziwiam konsekwencję kolorystyczną. Można się rozpłynąć z zachwytu- dosłownie. I nie ma w tym ani kropli ironii, w moim przypadku tak jest.
Ale coś mi tu nie gra.
Czegoś brakuje.
Widzę pokój trzylatka i zadaję sobie
JEDNO BARDZO WAŻNE PYTANIE....
Gdzie jest plama po zupce na dywanie?
Gdzie rozlany soczek?
Gdzie radosna twórczość dziecięca na ścianach?
No gdzie, pytam?
Przyznaje się bez bicia- zazdrość przeze mnie przemawia. I to jaka!
Ale niech mi ktoś powie- tak szczerze. Nie da się przecież uchronić domu przed słodkim dwulatkiem, który akurat się zagapił, a z jego kubeczka soczek na dywan KAP, KAP, KAP....
Tak, wiem, wszystko można spróbować zaprać czy wyczyścić, ale nie do końca.
Więc jak to możliwe??
***
Dziś szaro-niebieski komplet z filcu dla Alana. Pewnie rośnie kolejny fan motoryzacji, bo na prośbę mamy na okładce na książeczkę zdrowia znalazł się samochodzik. Zaparkował z niezwykłą starannością, a teraz pojedzie do swojego nowego właściciela.
Litery z filcu robię specjalnie tak, aby można je było powiesić lub postawić według własnych upodobań. Dziś jedna moja propozycja.
hehe... ja mam to samo: z jednej strony uwielbiam oglądać te idealne wnętrza, uporządkowane, poukładane; a z drugiej strony zastanawiam się, jak w tym świecie 'od linijki' ma się dziecko bawić, czuć swobodnie i rozwijać kreatywnie... pozdrawiam :) PS: super zestaw filcowy :)
OdpowiedzUsuń