wtorek, 21 listopada 2017

Efekty wicia gniazda i komfort przy pampersie

     O wiciu gniazda pisałam wielokrotnie. Przechodząc to już (i dopiero) drugi raz powiem, że to zjawisko dopada mnie w wyjątkowo silnej postaci. Zaczyna się niewinnie, od planowania wyprawki, a kończy na remoncie. Na szczęście minimalizowanie kosztów i projekty DIY mam w małym palcu, więc przy odrobinie wiary w siebie i pracy rąk realizuję wszystko to, co mi się w głowie urodzi. Obiecałam sobie pozostać przy maksymalnie 4 kolorach i chyba się udało. Eklektyzm i multikolor jest super, ale trzeba do tego naprawdę sporego wyczucia. Ja póki co, wolę bardzie bezpieczne rozwiązania. Małe przestrzenie to prawdziwe wyzwanie dla kreatywności. Wygoda, przyjemność z korzystania i estetyczny wygląd da się pogodzić.
    Spędzam tu ostatnio sporo czasu. Pogaduszki, uśmiechy, gaworzenia i bardzo ważne higieniczne "tematy". Jak miło spędzać te chwile w miejscu, które sama od początku do końca sobie wymyśliłam. Wszystko mam pod ręką bez obaw, że czegoś zabraknie.
     Dążyłam do tego, aby koszt organizacji kącika malucha był jak najniższy, dlatego część elementów wykonałam, jak zwykle, sama. Organizer na pieluszki, tamborek i łapacz snów to stuprocentowy handmade.








1 komentarz:

  1. Pięknie to sobie wymyśliłaś... i wykonalas. Ciepłe przemyslane i uporządkowane miejsce - taka pierwsza moja myśl. W lapaczach snów kocham sie juz od dawna i na rysunkach na tamborkach - również. Nie wiem co o tym sądzisz, ale osobiscie uważam że macierzyństwo rozwija kreatywność. A co dopiero podwójne?! ��

    OdpowiedzUsuń