wtorek, 26 kwietnia 2016

Okladka z aparatem

      Jak wygląda życie osoby kreatywnej? Skoro za taka się uważam, mogę tez śmiało odpowiedzieć na to pytanie. Nie ruszam się nigdzie bez mojego notesu. Czasem pomysły przelewam na niewielkie karteczki, które walają się potem za mną wszędzie i widzę je na każdym kroku. To jest akurat bardzo dobry patent na pojedyncze wyzwania. Robota odwalona- karteczka do kosza.
Jednak co tu dużo mówić, to notes jest moim największym przyjacielem. Bez niego bym zginęła.
Coraz to inne pomysły muszą być gdzieś zapisane- inaczej po prostu by zginęły. Na nowe wpadam bardzo często. Czasem się dosłownie o nie potykam, idąc gdzieś ulicą, czy płacąc przy kasie w biedronce. Wystarczy, że się zamyślę, lub zobaczę coś fajnego. Wtedy trzeba myśli przelać na papier. I na pewno nie jest to przejaw zorganizowania- wręcz przeciwnie. Dobrze zorganizowany jest TYLKO mój notes. Mam tam po prostu wszystko. Niestety, z zewnątrz nie wygląda tak, jak bym chciała. Jak nakazuje tradycja ja, jak ten szewc też chodzę bez butów.

     Za to swój nowy look dostał kalendarz znanej już Wam na pewno Pani Fotograf. Edyta chciała okładkę na swój kreatywny niezbędnik. jego wygląd był niespodzianką, ale z tego co wiem, to przypadł jej do gustu.
Była tak mila, że zrobiła dla mnie kilka zdjęć, żebym mogła Wam go pokazać.



fot: https://www.facebook.com/Photographie-Mac-Edyta-335725993186141/








czwartek, 21 kwietnia 2016

Marzenie do spełnienia

        Muszę się przyznać publicznie do tego, że kiedy pracuję to robię straszny bajzel. No, poezja po prostu. Wszędzie wszystko rozkładam, teoretycznie, żeby było pod ręka, ale rezultat niestety jest odwrotny. Rysuję, a za chwilę szukam ołówka. Najlepsze, że ołówek chowa się przede mną przez kilka kolejnych dni i muszę brać nowy. Artystyczny nieład? Nie obrażajmy artystycznego nieładu.
Być może wynika to z tego, że w czasie pracy rzadko odkładam przedmioty na swoje miejsce.
Być może.....

        Jedno jest pewne- nie pomaga mi brak porządnego miejsca do pracy. Zwykły stół jadalniany to niezbyt nadaje się do pracy dla takiej osoby, jak ja. (Czyt. "dla takiej bałaganiary").
Marzę o pięknej, jak z obrazka, pracowni. Dobra, może być miejsce do pracy, kawałek przestrzeni, którą zajęło by porządne biurko i masa półek oraz szuflad na te wszystkie filcyki, tasiemki, papierki, kleje i miliardy innych pierdół, które są mi bardzo potrzebne, a o których, czytać nie chcecie. Jak oglądam takie "instabiurka", to aż mnie skręca z zazdrości. Kiedyś to zrobię- zorganizuję sobie takie miejsce do pracy, że będę mogła je pokazać i wszystkim kopary opadną. Póki co, systematycznie raz na jakiś czas mam ochotę zebrać do wszystko do wora i wystrzelić w kosmos.


                                                                                   ***

      A skoro już o kosmosie mowa to wszystko pasuje, bo dziś etui rakietą i garbusikiem. Książeczki zdrowia będą w nich bezpieczne







piątek, 15 kwietnia 2016

Wilk

       Tak strasznie go lubię, że postanowiłam specjalnie jemu poświęcić oddzielny wpis. Wiem, że albumów było tu już sporo, ale tak go lubię, że muszę się nim pochwalić. Nie wiem czy to połączenie kolorów, jego dziecięcy pyszczek, czy zawstydzone policzki, ale jest w nim coś takiego, że nie można go nie lubić.
       Dziś mało pisania, bo to w końcu piątek i trzeba pomyśleć, jak wykorzystać pięknie zapowiadającą się weekendową pogodę. Spacer, rower, hulajnoga, pępek w górze? Co wybieracie, bo ja jeszcze nie zdecydowałam ;-)





wtorek, 12 kwietnia 2016

Mała prośba.

     Wyobraźcie sobie taki koszmar:
      stoicie na scenie, dając jakiś występ. niech to będzie jakaś wesoła piosenka. Trema jak diabli, bo przecież wlepia się w Was mnóstwo oczu. I uszu. Wokół rozpraszające szmery i szepty. Do tremy dodajcie niepozwalające się skupić błyski fleszy i ciągłe pstrykanie. Ilość aparatów i kamer skierowanych w Waszą stronę równa się ilości osób na widowni.
      I jak przejść przez coś takiego? Może jakiś wprawiony celebryta dałby sobie z taką sytuacja radę, ale zwykły człowiek? Ciekawe...
      A co jeśli przed tymi wszystkimi kamerami i aparatami stoi trzylatek? Że to on jest bombardowany tysiącem psrtyków i błysków. Boi się już samego wyjścia na środek, a co dopiero tego całego zamieszania.
      Co się z nami, rodzicami, stało, że nie możemy wysiedzieć pięciu minut na występach naszych pociech, bez telefonu bądź cyfrówki w ręce? Żeby jeszcze choć niewielka część z tych zdjęć została wywołana i oglądana, to ten rodzicielski trud sam by się obronił.
Ale czy tak jest?
Nikogo nie oceniam, ale pomyślcie, czy nie przyjemniej było by się skupić na występie i łapać z dzieckiem kontakt wzrokowy...? Czy nie lepiej posłać uśmiech czy buziaka i pokazać, że jest OK, niż skupiać się czy "łapie ostrość"?
      Nie, nie jestem święta. Korci mnie jak nie wiem co, ale walczę sama ze sobą. Obiecałam sobie: tylko kilka zdjęć, jakiś filmik i siedzę w ciszy, skupiając się na doznaniach estetycznych. Nie udawajmy japońskich turystów...

Mam nadzieję, że jest tu ktoś, kto się zemną zgodzi ;-)








                                                                                     ***

     Po tym długim wstępie, jak zwykle nie na temat, nastąpi prezentacja. Tym razem 3 naprawdę grube albumy Harmonijkowe poleciały aż do Wielkiej Brytanii, do małej Amber.
Będzie co oglądać i wspominać (apropo' wywoływania wspomnień), bo każdy z nich pomieści aż 50 zdjęć.













      
      

sobota, 9 kwietnia 2016

Hendmejd od zawsze na zawsze.


         Robiłam hendmejdy jeszcze zanim to było modne. Czyli tak naprawdę od zawsze. Na początku lekcje techniki w szkole, które zawsze sprawiały mi full radości i nigdy nie mogłam zrozumieć, jak można ich nie lubić. W późniejszym czasie pewne umiejętności przydawały się, kiedy trzeba było jakiś mało atrakcyjny ciuch "dostosować" do aktualnie panującej mody. Nie mogłam sobie pozwolić, żeby podążać za trendami, rujnując rodzicielskie portfele, ale świetnie sobie z tym radziłam. Do dziś najlepiej pamiętam wyszywanie kolorowych kwiatków na jeansach (nie, nie dorastałam w latach 60tych....;-)) i ręczne zmniejszanie męskich T-shirtów.
         Z uśmiechem patrzę na ogromny rozwój popytu na rękodzieło i handmade. Ilość DIY i pomysłowych tutoriali w internecie przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Gdybym już w podstawówce zajęła się publikowaniem swoich pomysłów- dziś pewnie byłabym sławna.  Odcinamy się od chińszczyzny, chcemy być oryginalni, bo ogromna satysfakcje daje świadomość, że możemy zrobić coś fajnego własnymi rękami. Nawet jeśli nie mamy zdolności manualnych, to na pewno wśród znajomych mamy znajomego, który posiada jakiś talent.

                                                                               ***

     Kolejne etui na książeczki zdrowia dziecka i w bonusie ramka z metryczką. 
       






 

środa, 6 kwietnia 2016

DLACZEGO?

       Narzekasz, że wiedza szkolna do niczego Ci się w życiu nie przydaje? Chyba nie masz w domu trzylatka, którego ulubionym słowem jest: "dlaczego?"
       Pojawia się taki mały człowiek w domu. Na początku, tak dla zmyłki, nawet nic nie mówi, ale to przemyślane działanie. Przez pierwsze 2- lata zbiera się w sobie, żeby móc w końcu zasypać rodziców gradem pytań. Już dawno to przeczuwałam i nawet czekałam na ten moment, ale dopiero teraz doszłam do pewnego wniosku. Mianowicie jak cenne są pewne fakty ze szkolnych podręczników. Czasem pytania są proste, a czasem wymagałyby on nas nawet sięgnięcia do encyklopedii. Chęć poznania świata i głód wiedzy to ważna rzecz i żadne pytanie nie może pozostać bez odpowiedzi. Przyznam, że czasem bywa trudno.
    
       Taka sytuacja przykładowa:
- Mamo, a DLACZEGO te drzewa są takie duże?
- Bo urosły
- A DLACZEGO??
- Bo pada na nie deszcz i świeci słońce.
- A DLACZEGO??
   (zaczynają się schody.....)
- Bo tak to już jest, że rośliny rosną, jak mają odpowiednie warunki.
- A DLACZEGO??
- A DLACZEGO........ i tak w kółko.

I bądź tu człowieku mądry i wytłumacz teraz szkrabowi w jakiś zrozumiały sposób DLACZEGO. Uda się pod warunkiem, że sam wszystko rozumiesz. Pisałam już jak poszerzyła się moja wiedza na temat dinozaurów.  Oj coś czuję, że czeka mnie zalew wiedzy z wielu dziedzin ;-))

                                                                                ***

Dziś kolorowo, albumowo:



















piątek, 1 kwietnia 2016

Akcja Reanimacja: miętowe krzesełko

        Piszę i kasuję.
        Piszę i kasuję.
        I znowu.....
   Nie mogę się skupić, bo w głowie myśli krążą tylko wokół niezrealizowanych jeszcze projektów i całkiem nowych pomysłów. Tych drugich jest coraz więcej i żyć mi nie dają. Nie mogę tak po prostu wyrzucić ich z głowy. Będą mnie dręczyć tak długo, aż zostaną zrealizowane. Co by nie mówić, to jednak pozytyw, bo jest szansa, że wszystkie moje wizje ujrzą kiedyś światło dzienne. Motywuje mnie coraz dłuższy dzień i nieśmiałe na razie promienie słońca. Fakt- zmiana czasu za każdym razem wyprowadza mnie z równowagi, ale jest szansa, że dokończę to, co zaczęłam i zacznę to, co mam w głowie.
   Jednym z dawno zaczętych i skończonych projektów jest drewniane dziecięce krzesełko. Malowane przeze mnie już kiedyś na biało z żabkami. Najpierw przeznaczone dla mojej siostrzenicy, a potem dla naszego synka. Dzieciaki już z niego wyrosły, a ja bardzo się cieszę, że nie zostanie zapomniane. Wręcz przeciwnie- będzie bralo udzial w wielu przepięknych sesjach dziecięcych.



A tu już po reanimacji:





A tak pięknie prezentuje się na sesji zdjęciowej. Załapały się też moje albumy, ale o nich w następnym wpisie.
Jeśli podoba Wam się zdjęcie Edyty, to zapraszam po więcej tu: KLIK